Reżyserka
Kamila Siwińska
Scenografka
Alicja Kokosińska
Choreografka
Alisa Makarenko
Kompozytorka
Joanna Szumacher
Kierowniczka muzyczna
Joanna Sykulska
Inspicjentka
Magdalena Matusewicz
Premiera
08-11-2019
Scena:
Malarnia
Czas trwania
1 h 30 min.
Liczba przerw
0
Tagi
Dorośli

PREMIERA nr 4197

Teatr Polski w Poznaniu_1875 przygotował polską prapremierę sztuki „28 dni”, której autorką jest Rosjanka Olga Szylajewa.

Spektakl traktuje o 28 dniach kobiecego cyklu – o procesach, jakim podlegają kobiety, o biologii i o tym, jak są kobiety przez pryzmat cyklu postrzegane. A wie to każda, która choć raz usłyszała, że jej zachowanie sterowane jest zmianami hormonalnymi. Każda, której wartość pomniejszana była tylko dlatego, że jest kobietą. Każda, która doświadczyła przemocy z tego samego powodu.

Reżyserka Kamila Siwińska stawia w swoim spektaklu pytania: W jakim stopniu kobieta zdeterminowana jest przez biologię? Gdzie kończy się dyktat hormonów? Czy biologiczny determinizm w równym stopniu dotyczy kobiet i mężczyzn? Czy cykl hormonalny u kobiet i legendarny męski testosteron mogą być usprawiedliwieniem czynów potępianych społecznie?

– A Tobie co? Okres masz? – znacie to zdanie? To pooglądajcie „28 dni”!!!

 

Ważne informacje

  • spektakl przeznaczony dla osób powyżej 18 roku życia,
  • Spektakl został wyróżniony w autorskim podsumowaniu najważniejszych wydarzeń kulturalnych 2019 roku, w kategorii TEATR wg Anety Kyzioł.

Recenzje

Olga Szylajewa w dramacie 28 dni przedstawia konstatację, że ta krew mordobiciowa i przemoc są jak najbardziej akceptowalne w naszej kulturze (dziś filmy o zombie są wręcz morderczo popularne), a krew menstruacyjna wywołuje w nas wstrząs, oburzenie, protest - choć, tak na rozum, przecież powinno być odwrotnie. Jej tekst zwraca się więc przeciw nienormalności ułożenia świata, toczącej go chorobie pomieszania porządków: negacji "nieestetycznych" czynności żeńskiego ciała, aprobaty prezentowania śmierci w obrazach. Szylajewa mistrzowsko odsłania absurdy tej naszej zwariowanej codzienności, w której zwykło się akceptować ukazywanie okrucieństwa racjonalizując przemoc, a kobieca fizjologia budzi już obrzydzenie, przenosząc się w sferę niepożądanego. (...)

Kamila Siwińska potraktowała 28 dni jako wariację na klasyczną tragedię z chórem. Chór, który określiła Grupą Mądrych Kobiet, jest w ramowej konstrukcji przedstawienia jednolitą zbiorowością, mechanicznym ruchem odliczającą zegar biologiczny dla Niej, wyznaczającą dramatyczny "przyjazd ciotki". To nieuchronne nadejście miesiączkowych bóli. W spektaklu jawi się ono niczym tragiczna sytuacja Prometeusza z cyklicznie wydziobywaną przez orła wątrobą: kara jest niezasłużona, acz wymierzana z okrutną regularnością.

W trakcie właściwego spektaklu chór zostaje rozbity na osobne głosy. Pojedyncza Ona prowadzi z grupą kobiet rodzaj osobliwego dialogu, w którym obie strony zdają się nie słyszeć. Bo ta Grupa Mądrych Kobiet z jednej strony reprezentuje poprzednie pokolenia, a z drugiej staje się wielogłosem kobiet o miesiączce. Przy czym głosy te przynależą do różnych postaw i środowisk. Ona dostaje więc szereg, nierzadko sprzecznych, porad - od ukrywania miesiączki i bólu, chowania podpasek, przez wskazówki religijne (zdaniem jednej z chóru, praktyki religijne mają mieć łagodzący wpływ na bóle menstruacyjne), po akceptację tego stanu (...)

Najciekawsza jest myśl Szylajewej, wygłoszony przez Nią, iż zespół napięcia przedmiesiączkowego być może ma ułatwiać kobiecie dostrzeżenie w mężczyznach tego zła, które na co dzień ignoruje, stara się racjonalizować: "A może to wszystko jest po coś potrzebne? Dlaczego chcemy pozbyć się PMS? Żebyśmy były wygodne? A może to nie PMS, i naprawdę lepiej będzie, jak rzucisz chłopaka, rozwiedziesz się z mężem? (...) Może PMS jest po to, żeby to zobaczyć?".

Męski Głos też ma do wypowiedzenia ciekawą myśl: "Serio, chłopaki, wyobraźcie sobie, budzicie się wcześnie rano, a jaja macie całe we krwi. I bolą strasznie. Łykacie garść przeciwbólowych, okładacie jaja watą i idziecie do szkoły, do pracy czy na studia. I cały dzień udajecie, że nic się nie dzieje, piszecie klasówkę, bronicie pracę, występujecie na naradzie, przy tym cały czas martwiąc się, żeby wata nie przeciekła, nie wypaćkała wam spodni i krzesła, żeby się nie ośmieszyć". Choć na widowni w Teatrze Polskim dominowały kobiety, to spektakl 28 dni powinno zobaczyć jak najwięcej mężczyzn. Bardzo jestem ciekaw czy byliby w stanie wyobrazić sobie sytuację męskiego ekwiwalentu miesiączki zaproponowany przez Szylajewę.

Marek S. Bochniarz, http://kultura.poznan.pl, 12 listopada 2019

"28 dni tragedia cyklu miesiączkowego" nie jest tekstem łatwym do grania na scenie. Począwszy od tematu, który można nawazać tabu, poprzez formę aż do samego tekstu, który łączy trzy aspekty: biologiczny, społeczny i uczucia wewnętrzne kobiety. Ponadto, nie jest to utwór, który mówi tylko i wyłącznie o cyklu menstruacyjnym, tekst porusza również problem toksycznych związków, przemocy domowej i molestowania. W kontekście obecnych problemów z edukacją seksualną w szkole, bagatelizowaniem przez rządzących problemów przemocy domowej spektakl jest jak najbardziej aktualny. W patriarchalnym społeczeństwie potrzeba głosu świadomych kobiet, a takie składają się na chór. Bywają autoironiczne, a jednocześnie potrafią poważnie mówić o sprawach ważnych. Widać swobodę, aktorki czasem improwizują, ale robią to w pełni świadomie – wiedzą, co chcą przekazać i w jaki sposób. (...)
„28 dni" w reż. Kamili Siwińskiej może stać się początkiem dialogu, który w Polsce jest konieczny. Spektakl pokazuje świadome kobiety, które borykają się z różnymi problemami. Jest to również krótka lekcja biologii. To ważny i bardzo aktualny głos w dzisiejszej patriarchalnej rzeczywistości. Sztuka omawia poczucie wstydu w jakim wychowane są kobiety, porusza problem obwiniania się dziewczyn. Zwraca uwagę na to, że społeczeństwo i narzucane przez nie normy ograniczają, a czasem zupełnie blokują wolność kobiet. Nie jest to tylko problem relacji damsko-męskich, ale również mądrości przekazywanych przez babki i matki.

Spektakl zdaje się mówić: zmieńmy to teraz!

Natasza Thiem, http://www.dziennikteatralny.pl, 13 listopada 2019

Młoda autorka do opowieści o zmaganiach kobiet z owulacją, menstruacją i z mężczyznami (i stworzoną przez nich patriarchalną, opresyjną kulturą) zatrudnia protagonistkę (Ona), jej partnera (On) i chór uosabiający a to kobiecy cykl hormonalny, a to mądrości ludowe i spory tegoż dotyczące. Kamila Siwińska ten kosmos tematów upycha na małej scenie, w kameralnym, konwersacyjnym (choć są też momenty śpiewane) spektaklu, z żeńską obsadą, z jednym męskim wyjątkiem. W centrum znajduje się skręcająca się w bólach menstruacyjnych Ona (Monika Roszko), a wyjściowa kwestia brzmi: „Po co wydzieliny wystawiać na widok publiczny?”. Pytanie to zadają kobiety i mężczyźni, z różnymi intencjami, lękami i podtekstem. Kobieca fizjologia, wciąż, mimo ostatnich zmian (m.in. w reklamach podpasek krew przestała już być niebieska...), pozostaje tematem tabu, powodem do wstydu, a także represji. Kobiecy ból często jest lekceważony lub wykorzystywany przeciw kobietom, np. PMS – zespół napięcia przedmiesiączkowego, który wszedł do seksistowskiego słownika i służy do neutralizowania gniewu kobiet, ot, kierowane hormonami histeryczki... Albo znów ciche i pokorne znoszenie bólu miesiączkowego ma być synonimem kobiecości w ogóle. To spektakl edukacyjny, w dobrym znaczeniu tego słowa, i zobaczyć go powinny zdecydowanie nie tylko kobiety i dziewczyny, ale każdy, kto chce zrozumieć, jak działa świat.

Aneta Kyzioł, https://www.polityka.pl, 19 listopada 2019

„Ja mam to po mamie. I jej mamie. I jej mamie. I jej mamie. I jej mamie...” – wyśpiewuje w oratorium menstruacyjnym chór kobiet. Zostały one bez swojej zgody czy świadomości wpisane w (tak zwany) naturalny porządek rzeczy – planetarny układ ciał. Kamila Siwińska wyreżyserowała dramat rosyjskiej autorki Olgi Szylajewej, opowiadający o wiecznym cyklu, któremu podporządkowane jest kobiece ciało. Ten cykl organizuje nie tylko rytm wypływania krwi spomiędzy ud, ale także powracające poczucie winy i wstydu. Siwińska w „28 dniach” mówi: kobieta krwawiąca to kobieta samotna. Kobieta żyjąca w społeczeństwie, które tabuizuje jej cielesność i seksualność, to kobieta przedmiotowo wplątana w spiralę przemocy.

Przestrzenią komunikacyjną jest w „28 dniach” ciągły dialog, energetyczna oraz światopoglądowa wymiana pomiędzy chórem a NIĄ – bohaterką osobną. Jej historia ogniskuje całe spektrum emocji i zdarzeń, które twórczynie spektaklu uznały za reprezentatywne dla etapów kobiecego cyklu menstruacyjnego. ONA (Monika Roszko) cierpi podwójnie: odczuwa zarówno ból psychofizyczny, jak i doświadczenie dziejowej niesprawiedliwości. Jej kobiecość pada ofiarą nieustannej łupieży; pozbawia się ją bezpieczeństwa, możliwości samostanowienia i wyboru. Zostaje wystawiona na pastwę biologicznych uwarunkowań, dla których nie znajduje przekonywującego usprawiedliwienia. Chór (Barbara Krasińska, Teresa Kwiatkowska, Małgorzata Peczyńska, Alona Szostak, Ewa Szumska, Kornelia Trawkowska) złożony jest z kobiet-matron – oschłych piastunek, które tłumaczą podstawowe prawa organizujące zaangażowane w sprawę kobiecego ciała rzeczywistości: biologiczną i społeczną. Odpowiadają w trybie polemicznym, ganią i radzą tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Chór – występujący wobec NIEJ w relacji nie tyle siostrzanej, ile matczynej – przyjmuje także rolę osobliwych edukatorek seksualnych, opowiadając o procesach biologicznych i intymnych sekretach ciał. Jednak słowa mają tutaj najmniejsze znaczenie, prawdziwa opowieść „wybrzmiewa” poprzez choreografię Alisy Makarenko, której udało się ruchem powołać do życia czujny i czuły organizm sceniczny. Ukłony dla aktorek, które stworzyły cudowną wspólnotę ciał – różnych i różniących się od siebie, w zindywidualizowany sposób rozumiejące muzykę i rytm. (...)

Antonina M. Tosiek, http://czaskultury.pl/, 27 listopada 2019