PREMIERA nr 4198
NANA da Ci wszystko.
Recenzje
Nadrzędny temat spektaklu o tyle wypływa z ducha Zoli, że zakorzeniony jest w naturalistycznym toposie walki płci. Walka ta, która tak bardzo zajmowała wielkich twórców naturalistycznego teatru – Ibsena i Strindberga, bynajmniej nie zakończyła się wraz ze zmierzchem ich epoki, zdają się sugerować twórcy spektaklu. Pęcikiewicz, niejako wbrew modzie na wszelkie „równościowe” i „dekonstruujące zbiorową pamięć” spektakle o męskiej przemocy i historycznym odpodmiotowieniu kobiet, przypomina różne warianty i odsłony „odwiecznej” wojny, w której wszyscy są siebie warci. Oglądamy więc pospolite zdrady, choć w niepospolitym scenicznym wydaniu – równolegle prowadzona rozmowa uwikłanego w romans z Naną Muffata (Michał Kaleta) z żoną Sabiną (Ewa Szumska) i z kochanką, w której niewierny mąż chce ze wszelkich sił uniknąć kłótni i chwili szczerości – to małe arcydzieło, zawstydzające i rozbrajające. Śmieszne i straszne, znakomicie odegrane przez tercet aktorski. Widzimy też stale czerpanie rozmaitych korzyści z powabów ciała, w tym napawanie się władzą nad męskim pożądaniem, kuszenie i wdzięczenie się, a także niebezpieczne, odpychające wręcz wykorzystywanie własnej przewagi i siły, by zyskać seksualną przyjemność. Ta istna galeria niechcianych, spychanych w społeczny niebyt i rozmaitymi sposobami maskowanych praktyk damsko-męskich – czyż nie także dzisiaj? – brzmi ze sceny może nie rewelatorsko, lecz dziwnie znajomo i oczyszczająco. Od napisania Nany przez Zolę minęło 140 lat, ale jeśli chodzi o stosunki między płciami wcale wiele się nie zmieniło – sugerują twórcy, nie popadając przy tym w histerię ani w fałszywą mieszczańską pruderię. (...)
Adam Domalewski, https://teatrologia.pl/recenzje/adam-domalewski-sprzeczne-pierwiastki/?fbclid=IwAR1SnOG9F-zTor8zq1UVm7ZshCAasAyLGdM7QxQfAXQUJPTJ1ratA1IbTSI, 28 września 2020
Po krótkim rozbiegu od razu przechodzimy do rzeczy. Zaczyna grany przez Piotra Kaźmierczaka dyrektor teatru Variétés – sadza sobie na kolanie kobietę i zaczyna miarowo nim ruszać. Później Satin (Monika Roszko) przechodzi z rąk do rąk siedzących obok siebie mężczyzn. Jej nagie, owinięte jedynie folią, ciało płynie przez rząd kolan jak po taśmie produkcyjnej. Potem ktoś ją jeszcze chwyci jak lalkę, bezwładną przerzuci przez ramię i będzie symulował seks z nią i kimś jeszcze. Mężczyźni nie poświęcają Satin ani odrobiny uwagi: rozmawiają ze sobą, a gdy przychodzi pora na kolejnego, ten po prostu bierze dziewczynę, jakby sięgał po krążącą w towarzystwie butelkę, by z niej pociągnąć łyk, nie przerywając dyskusji. Błahej, choć przecież w tym męskim świecie ważniejszej niż – choćby sprowadzona do obiektu seksualnego – kobieta.
Cała scena rozgrywana jest metodycznie. Nie ma w niej ani odrobiny realizmu, wszystkie ruchy wykonywane są mechanicznie, jak w dobrze działającej maszynerii patriarchatu. Seks nie służy tu przyjemności, lecz jest demonstracją władzy: dominacji ubranych mężczyzn nad nagim ciałem kobiety; pokazuje też hierarchię w grupie – nie bez znaczenia chyba jest, że pierwszy dziewczynę wykorzystuje dyrektor teatru. (...)
Piotr Morawski, https://www.dwutygodnik.com/artykul/9145-prawo-do-reprezentacji.html, 5 października 2020
, ,