Redakcja czasopisma TEATR wybrała 25 najlepszych spektakli sezonu 2024/2025. Wśród nich 2 nasze premiery. Dziękujemy!!!
Cytując za redakcją:
6. Adam Mickiewicz, Kamil Białaszek, Nowy PAN TADEUSZ, tylko że rapowy, reż. Kamil Białaszek, Teatr Polski w Poznaniu

Olśniewająca realizacja pomysłu, który wydawał się skazany na porażkę i zapowiadał jako umizgi nobliwej teatralnej instytucji do tak zwanej dzisiejszej młodzieży. Na szczęście, choć Kamil Białaszek, znany jako raper Koza, przenosi Pana Tadeusza z Soplicowa do podwarszawskiego Raszyna i z XIX wieku w wiek XXI, robi to zaskakująco bezpretensjonalnie. Wyciąga na scenę to, co w narodowym arcypoemacie brudne, brutalne, przyziemne, dalekie od idylli. To nie „piosenka aktorska”, ale po prostu piosenki, to nie rapujący aktorzy, tylko rap na scenie – spora w tym zasługa muzycznego kolektywu Natura 2000. Teatr Białaszka nie ma w sobie tego ugrzecznienia, które dominuje wśród reżyserów najmłodszych roczników. Jest anarchiczny – a nie archaiczny. Gdy sięga po estetykę z przełomu milleniów, jak w scenach retroreklam – robi to zarazem z bezczelnością i z wyczuciem. Zamiast, jak koledzy, udawać, że jest na scenie TR Warszawa z roku swojego urodzenia, artysta przechwytuje poetykę patostreamu i robi z niego element widowiska tyleż ostentacyjnie niespójnego, co wciągającego. (WM)
24. Andrzej Błażewicz, Mikita Iłynczyk, Pigmalion, reż. Mikita Iłynczyk, Teatr Polski w Poznaniu

To był sezon Mikity Iłynczyka. Białoruski dramatopisarz po moskiewskiej szkole reżyserii mocno zaistniał na polskich scenach. Jego dramaty wystawiono w Warszawie (2049: Witaj, Abdo, reż. Piotr Pacześniak w Teatrze Studio) i Wrocławiu (Un-packing, reż. Katarzyna Kalwat we Wrocławskim Teatrze Współczesnym). Ale największym sukcesem był spektakl, który wyreżyserował samodzielnie w Teatrze Polskim w Poznaniu (a napisał do spółki z Andrzejem Błażewiczem). Iłynczyk często wraca do konwencji bliskiej dystopii i tak jest też w tym przypadku. To „wypowiedź o kresie marzeń o lepszym świecie, erze pokoju i praw człowieka, na których wychowało się pokolenie dorastające na przełomie wieków” – pisał na naszych łamach Witold Mrozek. Owładnięta antyimigrancką obsesją Europa osuwa się w faszyzm, co obserwujemy z perspektywy Polski. Perspektywa to specyficzna, łączy w sobie totalitarną grozę i radość z awansu – wreszcie jesteśmy na upragnionym Zachodzie. Mamy te same problemy, co Francuzi i Hiszpanie (wszyscy razem załatwiamy je na wzór niemiecki). Poznańskie przedstawienie broni się nie tylko efektownym konceptem, ale także kreacjami aktorskimi – zwłaszcza rolą Alony Szostak. Jej Elizawieta to imigrantka, która chcąc uniknąć deportacji, uczy się być Polką i Europejką, czyli mówić bez akcentu, rozumieć sztukę współczesną i wdziękiem zasłaniać hipokryzję. (DG)