Reżyseria
Kuba Kowalski
Przekład
Kazimierz Piotrowski
Dramaturgia
Julia Holewińska
Scenografia i kostiumy
Katarzyna Stochalska
Reżyseria świateł
Damian Pawella
Muzyka
Piotr Maciejewski
Inspicjent
Magdalena Matusewicz
Premiera
10-11-2011
Scena:
Malarnia
Czas trwania
2 h
Liczba przerw
0

„Kotka...” Tennessee Williamsa to przede wszystkim portret zakłamanej rodziny

„Kotka…” Tennessee Williamsa to przede wszystkim portret zakłamanej rodziny. Z okazji urodzin patriarchy, plantatora miliardera, przyjeżdżają do rodzinnego domu jego dwaj synowie z żonami. Jubilat obchodzi swoje ostatnie urodziny – jest śmiertelnie chory na raka. Nie wie o tym jego żona, nie wie sam chory; wiedzą synowie i synowe.

Pomimo wysiłków żony i sztucznie wytwarzanej przez nią świątecznej atmosfery, spotkanie rodzinne przemienia się w awanturę, seans upokorzeń i prania brudów. Tajemnice z przeszłości wychodzą na światło dzienne, frustracje i niespełnione pomysły na życie wybuchają na rodzinnym forum. Starszego syna rodzice traktują jak pomagiera, widzą w nim tylko zatrudnionego przez nich prawnika; on wraz z żoną, matką pięciorga dzieci, całe życie realizuje narzucony mu scenariusz odpowiedzialnego obywatela, godnego następcy ojca. Młodszy syn, uwielbiany przez rodziców, popada w alkoholizm i rujnuje błyskotliwą karierę sportową; opłakuje śmierć rzekomego „przyjaciela” i zmaga się ze swoją tożsamością seksualną. Jego żona, sfrustrowana emocjonalnie i seksualnie, samotna i bezdzietna jest na granicy szaleństwa. Nie daje jednak za wygraną i walczy. O co? O mężczyznę, z którym spędziła lata, o swoją pozycję w rodzinie, wreszcie o majątek, który zostawi po sobie śmiertelnie chory ojciec jej męża.

Kuba Kowalski

Wideo

Recenzje

Za dramatem Tennessee Williamsa kryje się nie tyle gazetowa historia, ale prawdziwy dramat rodzinny, w którym bohaterowie mają swoje biografie. Kuba Kowalski nie stawia diagnozy, co jest przyczyną rozpadu świata tej rodziny. On jedynie ją opisuje. Zdejmując kolejne zasłony, pozwala widzowi zobaczyć w niej własną rodzinę, sąsiadów, znajomych, dalekich krewnych. Nieoczekiwanie „Kotka na rozpalonym blaszanym dachu” staje się bardzo aktualna w Polsce. W tę duszną noc bohaterowie mówią sobie to, czego nie mówili sobie przez całe wspólne życie. (...) Aktorzy są siłą tego spektaklu. Wszyscy grają znakomicie, bez udawania, bez cienia fałszu. Potrafią wzruszyć i rozbawić, bo tragizm ich postaci ociera się czasami o bolesny śmiech.

Stefan Drajewski, „Głos Wielkopolski”,

Razem z pełną pretensji żoną – Margaret (świetna, wyrazista Ewa Szumska) – Brick (znakomity Michał Kaleta) przyjeżdża do rodzinnego domu, by świętować urodziny ojca-bogacza (bardzo przekonujący Wojciech Kalwat). Rodzinne piekiełko nawiedzi też brat Bricka – Gooper – przykładny prawnik z piątką dzieci i szóstym w drodze, wraz z żoną, która kolejne porody traktuje nieomal jak misję. Jest wreszcie Mamuśka, która z pobłażliwym uśmiechem przyklepuje rodzinne konflikty, byleby tylko w domu panował spokój i szczęście.
Nikt tu jednak nie jest szczęśliwy: Brick z butelką w ręku opłakuje śmierć przyjaciela i zaprzepaszczoną karierę sportowca. Odrzucona przez męża Margaret walczy ze społecznym piętnem „tej, która nie ma dzieci". Tatulek z odrazą spogląda na starszego syna i jego żonę i - choć jest śmiertelnie chory – marzy o młodej kochance.
Prawda – o życiu ukochanego młodszego syna i o własnej chorobie – będzie dla Tatulka jak wyrok. Ale gorszy od każdej prawdy jest w „Kotce...” fałsz, który rozkłada od środka cały rodzinny organizm. – Lepsza już prawda, choć ma różne oblicza i rozmaicie kosztuje – mówi ze sceny reżyser ustami księdza.

Marta Kaźmierska, „Gazeta Wyborcza”,

„Kotka...” to metaforyczny obraz rodziny, która jest nią głównie z nazwy. Staje się uniwersalną opowieścią o ludzkich żądzach i pragnieniach. Co ważniejsze, historią, która do współczesnego widza przemawia i trafia. (...) Na uwagę zasługuje rewelacyjna obsada aktorska. Teresa Kwiatkowska jako Mamuśka, Ewa Szumska jako Margaret i Barbara Prokopowicz jako Mae tworzą świetne kobiece trio – każda z nich jest kobietą z krwi i kości, obdarzoną silnym charakterem, zdecydowaną i mocną. Wojciech Kalwat jest rewelacyjny jako Tatulek, jednak najważniejszą rolę do odegrania ma Michał Kaleta jako Brick. Obecny prawie cały czas na scenie, pogrążony a alkoholowym letargu, zataczający się, odzywający się tylko wtedy, gdy już musi – ma tak naprawdę do odegrania najwięcej i jego rola jest zdecydowanie najtrudniejsza. I Michał Kaleta z tego zadania wywiązuje się doskonale.

Radek Rakowski, www.mmpoznan.pl,

W poznańskim przedstawieniu gra się ostro, z przesadą: pijackie chamstwa Michała Kalety, erotyczne przegięcia Ewy Szumskiej, piskliwa egzaltacja Barbary Prokopowicz czynią z podszytych nienawiścią rodzinnych rytuałów piramidalny wygłup, wyszarpnięty z życiowego prawdopodobieństwa, sztucznie rozwibrowany. (…) Jak straszliwie obija się człowiek o rodzinne poduchy! Opowiedziana po bożemu, w starych dekoracjach historia o władczym tatulku, poczciwej mamusi i sfrustrowanych synach z żonami lądowałaby gdzieś w świecie telenowel. Podrasowana groteską poduszkowej lawiny, ujawnia i odnawia gorycz i mądrość Williamsowej wiwisekcji. Prosta metoda, a tak rzadko stosowana. A tak skuteczna!

Jacek Sieradzki, „Przekrój”,